List w butelce...
Zanim przejdziecie do postu muszę Was ostrzec, że nie jest to ani recenzja ani nic w tym stylu. Poniższy tekst pisałam dwa lata temu na zaliczenie na studiach. Jest dosyć...osobiste, choć kilka krótkich fragmentów musiałam wyciąć, bo po prostu nie chcę aby ktoś spoza mojej rodziny o tym wiedział. W końcu nie wszystko musi widzieć światło dzienne. Kilka poprawiłam, jak choćby obecny wiek. ;) Tekst podpierałam w kilku miejscach literaturą fachową, było to wymagane, choć pani profesor nie podała nam niczego konkretnego, sami mieliśmy coś wybrać.
Tekst jest taką refleksja o życiu, o moim życiu, ale nie tylko. Jestem ciekawa Waszych komentarzy o ile jakieś się pojawią. ;)
Nasze życie często przypomina jazdę na rollercoasterze –
wzloty i upadki towarzyszą nam przez całe życie. Czasami możemy jednak porównać
je do pływania łódką po jeziorze – powolne i spokojne czeka na większe
wydarzenie, dobre lub złe. Nic nigdy nie jest takie samo, jakie było wcześniej.
Nawet, jeśli robimy coś, co wydaje nam się takie samo jak poprzednim razem,
choćby pieczenie ciasta, to i tak zrobimy to trochę inaczej lub w innych
warunkach, a przede wszystkim będziemy robić to już jako starsze osoby, choćby
o jeden dzień, a nawet o godzinę. Czas upływa a my się zmieniamy – często na
początku niedostrzegalnie by po dłuższym czasie zauważyć tę zmianę. Wielu
psychologów czy filozofów próbuje wyjaśniać tajemnice naszych osobowości,
naszych umysłów, ale wydaje mi się, że nigdy tak dokładnie nie uda im się tego
wyjaśnić. A dlaczego? Bo każdy z nas jest inny. To prawda – jesteśmy do siebie
podobni. Ale podobni nie oznacza: jednakowi.
Każdy z nas ma inną historię. Historia taka przybiera pewien
kształt. Na początku naszego życia jest niczymtabula rasa, z łaciny czysta karta. Gdy dorastamy,
powoli zapisuje się na niej nasza historia. Wpierw nasze wspomnienia są ulotne
niczym dym lub bańki mydlane. Małe dzieci zapamiętują bardzo niewiele. Dopiero,
gdy dorastają i zaczynają mówić formuje się ich tożsamość – pisana w ich
pamięci historia. Jak zauważył Johnathan Glover[1] opowieść naszego życia którą
opowiadamy innym gdy wspominamy lub prezentujemy nasze życie nowo poznanym
osobom jest szczególną interpretacją naszej pamięci. Nasza historia, którą
opowiadamy innym różni się nieco od tej, którą postrzegamy we własnym
mniemaniu. Opisując taką opowieść często sięgamy daleko w przeszłość – tak
daleko jak sięga nasza pamięć, ale warto zauważyć, że przecież pamięć często
nas zawodzi.[2] Często to, co my zapamiętaliśmy może
różnić się od tego jak zapamiętali to nasi bliscy, albo jak wyglądało to tak
naprawdę w rzeczywistości. Nasza pamięć nie jest na ogół szczególnie obiektywna
i my sami też wolimy widzieć siebie w lepszym świetle. W dodatku nasza pamięć
jest „ciągle żywa i nieustannie towarzyszy świadomości bezpośredniej. Dzięki
temu dostarcza nam wciąż, mimo woli, porównań z przeszłości”[3].
Takie wspomnienia mogą być dodatkowo nacechowane emocjami – tymi dobrymi i tymi
złymi. Zauważył to m.in. Zygmunt Freud, który uważał, że „bolesne doświadczenia
z dzieciństwa, zepchnięte – co prawda – do podświadomości, pozostają jednak
ciągle obecne w motywacjach naszych działań, w postaci niemożliwego do
realizacji pragnienia, aby zmienić przeszłość”[4].
Dorośli, których dzieciństwo nie było "kolorowe" postrzegają świat
inaczej niż ci, którzy mieli, np. kochających rodziców i radosne dzieciństwo.
Jako ludzie uważamy, że wiemy, dokąd zmierzamy, jakie są nasze cele. Ale czy na
pewno? Czy to nie świat wokół, społeczeństwo, które nas otacza nie wymaga od
nas czegoś, czego my wcale nie pragniemy? Jak pisał Erich Fromm człowiek żyje w
złudzeniu, iż wie czego pragnie.[5] Według niego, wiedzieć, czego naprawdę
chcemy, to jedno z „najtrudniejszych zadań stojących przed każdą istotą ludzką.
Dlatego zniewalanie człowieka drogą narzucania myśli i uczuć stanowi dzisiaj
jedną z najistotniejszych metod sprawowania władzy”[6].
W dodatku, jak zauważa David Riesman[7] jesteśmy „zewnątrzsterowni”, to
znaczy, że łatwo zatracamy pewność tego, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, to
inni sterują naszym życiem, a nie my sami. Człowiek zewnątrzsterowny żyje wśród
innych, czyli w społeczeństwie, w którym się urodził i w którym się wychowuje.
Stajemy się konsumentami – pozbawieni w pewien sposób indywidualności.[8] Sprawia to, iż nasza tożsamość rozmywa
się, stajemy się bardziej podobni do innych niczym jedna wielka masa, a
przecież nie powinno tak być.
Nasze życie przypomina mi książkę, która wciąż nie jest
dokończona a my sami zapisujemy w niej kolejne rozdziały. Nasze przeżycia,
smutki i radości – wszystko to, na co składa się nasze życie. Mam dopiero
dwadzieścia pięć lat, ale mimo wszystko część mojego życia została już zapisana
w mojej „książce”, a kolejne puste strony czekają by je zapisać. Jest
wiele rzeczy, które lubię i które mi się podobają. Staram się patrzeć z
optymizmem na świat i dlatego cieszy mnie choćby widok słońca za oknem czy
barwny kwiat na łące. Lubię kolory, feerię barw niczym tęczę na niebie, na
którą uwielbiam patrzeć, gdy tylko się takowa pojawia. Nie wyklucza to jednak
tego, iż nie lubię również kolorów szachownicy – czerni i bieli. Kiedy byłam
młodsza miałam dwa ulubione kolory – róż i błękit, ale z wiekiem zaczęłam lubić
więcej barw aż polubiłam niemal wszystkie. Lubię wiosnę, kiedy rozkwitają
kwiaty, a w płucach czujemy świeże powietrze. Lubię lato, nawet, kiedy jest tak
upalnie, że nie mamy na nic ochoty. Lubię twórczość pod wszelaką postacią – czy
to w muzyce, malarstwie, rękodziele czy makijażu. Uwielbiam malować i oglądać
prace młodych artystów, którzy tworzą zwłaszcza prace niemal realistyczne.Lubię
ludzi za ich różnorodność i barwność. Lubię patrzeć na zachody słońca, kiedy
niebo przybiera tyle ciepłych barw by w niedługim czasie zamienić się w
przeróżne odcienie niebieskości aż po granatową czerń. Lubię śmiech, dlatego
staram się często śmiać i jeśli tylko potrafię – rozweselam innych. Ponury
świat nie jest dla mnie. Staram się smakować życie, choć należę raczej do
osób, które wolą oglądać wyczyny bardzo odważnych ludzi niż samej zasmakować
adrenaliny. Ale czyż smakowanie życia to nie jest również poznawanie nowych
ludzi, nie tylko vis-à-vis,
ale również i w szeroko rozumianej sieci internetowej? Dzięki Internetowi
możemy poznać naprawdę niesamowite osobowości, których zapewne bez tego środka
komunikacji nie dane byłoby nam spotkać. Posiadam w świecie wirtualnym wielu
znajomych, ale i w tym rzeczywistym nie jestem odludkiem. Może i nie przepadam
za cotygodniowymi imprezami czy piciem na umór, ale nie oznacza to, iż nie
jestem osobą towarzyską. Lubię czasami wyjść ze znajomymi na piwo by móc się
odprężyć i pośmiać. Często zdarza mi się dostrzeganie tego, czego nie zauważają
inni, choć to pewnie również zasługa mojej wyobraźni. Tam gdzie inni widzą
zwykłą chmurę ja widzę np. psa czy smoka niczym z chińskich opowieści. Jestem
również typem marzyciela, dlatego często w mojej głowie pojawiają się różne
niemalże bajeczne opowieści i fantazje. Staram się jednak nie za bardzo odrywać
od rzeczywistości.Życie obfituje w wiele wydarzeń i doświadczeń – dobrych i
złych. Również w moim życiu były takie sytuacje, jednakże starając się sobie
przypomnieć dokładnie takie, które cenię, nic konkretnego nie przychodzi mi do
głowy. Zdanie za drugim razem egzaminu na prawo jazdy? Być może. Zostanie
chrzestną? Również mogłabym to do tego zaliczyć. W moim życiu na pewno pojawią
się jeszcze wydarzenia, które szczególnie będę cenić. Zarówno te emocjonalne
dotyczące tylko mnie samej jak i te, które będą dotyczyć innych ludzi wokół
mnie. Za pięć, może dziesięć lub więcej lat.
Wybiegając w przyszłość, czego będzie mi najbardziej
brakować? Pytanie jednak powinno być bardziej konkretne. Za ile lat? Za pięć,
dziesięć, a może pięćdziesiąt? W tym momencie odpowiedziałabym, że najbliższej
rodziny, mojego pokoju – mojego małego wszechświata. Będzie brakować mi rozmów
z młodszym bratem – czasami filozoficznych, czasami przesadnie głupich. Będzie
mi brakować mojego domu rodzinnego. Kiedyś założę własną rodzinę, założę swój
własny dom, ale dom rodzinny gdzie się wychowałam zawsze będę darzyć
sentymentem.
Moje prywatne skarby. Taki tytuł mógłby widnieć w tytule jednego z
rozdziałów mojej osobistej książki. Wiele rzeczy i osób by się w nim znalazło.
Mój srebrno-błękitny zegarek, który otrzymałam od starszego brata i jego żony,
a, który darzę szczególnym sentymentem, mój pierścionek od babci otrzymany z
okazji Pierwszej Komunii Św., moje rysunki, mój miś-niedźwiadek Artemis, dla
którego wciąż mam słabość mimo wieku, mój pokój, moje malowanie. Moja tandetna
pozytywka, która choć już częściowo zepsuta wciąż wygrywa melodię, przy której
się odprężam i wpadam w melancholijny nastrój. Moimi skarbami są moi rodzice,
nawet jeśli czasem mamy odmienne zdania. Moi
bracia, bratowa i bratanek. W
moim sercu i pamięci wciąż pozostanie mój dziadek, który piekł najlepsze tory
na świecie. Moja babcia, która zmarła, gdy byłam małym dzieckiem. Mój blog
kosmetyczno-urodowy i moi czytelnicy. Moimi skarbami pozostaną także takie
marzenia jak: zostanie sławną pisarką i malarką czy wyjazd do Japonii.
Uważam, że życie należy budować na miłości. Pieniądze, wykształcenie,
kariera są ważne, ale nie najważniejsze. Nic tak nie uskrzydla ludzi jak
miłość. I choć nie potrafimy jej tak naprawdę opisać, nadać jej kształtu,
ponieważ jest według mnie ulotna niczym wiatr i niewidoczna niczym powietrze,
jest naprawdę ważna abyśmy mogli być naprawdę szczęśliwi. Może to być miłość do
dziecka, do rodziców, rodzeństwa, partnera. Miłość nas nie ogranicza a wręcz
otwiera przed nami nowe horyzonty. Ważna jest również uczciwość. W dzisiejszych
czasach trudno być uczciwym, ale przecież nie warto narażać swojego sumienia na
cierpienie. Oszukiwanie nie jest i nie będzie dobre, ponieważ może kiedyś
obrócić się przeciwko nam samym.
Nie powinniśmy traktować siebie samych jako „towaru na
sprzedaż”, co niestety w obecnych czasach jest coraz szerszym zjawiskiem.
Prestiż, status społeczny, sukcesy nie powinny zajmować miejsca rzeczywistego
poczucia naszej tożsamości, jak pisał Erich Fromm. Nasza indywidualność nie
powinna tracić na wartości, ponieważ jest to coś szczególnego i wyjątkowego.[9] Powinniśmy zwrócić się ku sobie,
realizować nasze pragnienia, być po prostu człowiekiem a nie
"robotem".
Żyję dla siebie samej - nie dla innych. W końcu nie po to
otrzymałam dar życia, aby stać się od kogoś całkowicie zależną. To my sami
jesteśmy tymi, którzy ustalają jak ma potoczyć się nasze życie. Oczywiście
niektórzy nam w tym pomagają, np. rodzice, ale ostatecznie i tak my sami
powinniśmy dokonywać wyborów, nawet, jeśli nie zawsze właściwych. Poczucie
przynależności czy nasze uczucia do innych ludzi są ważne i warto dla nich żyć,
ale jeśli będziemy działać wbrew sobie wyrządzimy sobie wyłącznie wielką
krzywdę. Czy wierzę w przeznaczenie? Wciąż zastanawiam się nad odpowiedzią na
to pytanie i wciąż nie jest ona jednoznaczna. Żyję dla samego życia i choć nie
zawsze biorę życie pełnymi
garściami staram się, aby być
szczęśliwą na swój sposób.
Cierpienie jest nieodłącznym elementem naszego ludzkiego życia. Już Adam i Ewa, biblijni pierwsi ludzie, protoplaści ludzkości, cierpieli za to, iż zjedli zakazany owoc i zostali za to wygnani z Raju. Umierają nasi bliscy, pojawiają się trudne sytuacje, ktoś „złamie” nasze serce. Nasze cierpienia zależą „nie tylko od warunków, w jakich człowiek żyje, ale także od jego usposobienia. I przez to nie są proporcjonalne od wywołujących je powodów”[10]. Osoby wrażliwe i marzycielskie będą odczuwać ból bardziej od osób z goła raczej racjonalnie myślących i trzeźwo patrzących na świat. Nikt z nas nie wybiera cierpienia – ono samo przychodzi, spada na nas niczym grom z jasnego nieba. Tak też i było w moim przypadku, bo choć nie dotyczy mnie samej to bardzo bliskiej mi osoby. Z powodów osobistych jednak nie napiszę o kogo chodzi, powiem tylko, że odczuwałam wtedy wewnętrzny ból i wielki niepokój o przyszłość. I choć wszystko dobrze się skończyło lęk pozostanie. Nie lubimy, gdy ktoś umiera, cierpimy, gdy jest to ktoś nam bliski. Jaki jednak odczuwa ból matka? Ta, która nosiła pod sercem przez dziewięć miesięcy swoje dziecko? Nie potrafię dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Cierpimy jednak, gdy w naszej rodzinie umierają dziadkowie czy wujostwo, a kiedy umiera jakieś dziecko, cierpimy niemal podwójnie. Historii o zmarłych dzieciach jest wiele, często spowodowanych nagłą chorobą... Takie wydarzenia pokazują, że nie znamy miejsca ani godziny. Nie jest ważne czy mamy dwa, dwadzieścia czy osiemdziesiąt lat. Zauważamy wówczas jak kruche jest nasze życie. To tak jakby każdy z nas stąpał po cienkiej linie. Kiedy jednak stracimy równowagę i runiemy w przepaść? Tego nie wiemy i dlatego należy cieszyć się życiem takim, jakie jest.
Cierpienie jest nieodłącznym elementem naszego ludzkiego życia. Już Adam i Ewa, biblijni pierwsi ludzie, protoplaści ludzkości, cierpieli za to, iż zjedli zakazany owoc i zostali za to wygnani z Raju. Umierają nasi bliscy, pojawiają się trudne sytuacje, ktoś „złamie” nasze serce. Nasze cierpienia zależą „nie tylko od warunków, w jakich człowiek żyje, ale także od jego usposobienia. I przez to nie są proporcjonalne od wywołujących je powodów”[10]. Osoby wrażliwe i marzycielskie będą odczuwać ból bardziej od osób z goła raczej racjonalnie myślących i trzeźwo patrzących na świat. Nikt z nas nie wybiera cierpienia – ono samo przychodzi, spada na nas niczym grom z jasnego nieba. Tak też i było w moim przypadku, bo choć nie dotyczy mnie samej to bardzo bliskiej mi osoby. Z powodów osobistych jednak nie napiszę o kogo chodzi, powiem tylko, że odczuwałam wtedy wewnętrzny ból i wielki niepokój o przyszłość. I choć wszystko dobrze się skończyło lęk pozostanie. Nie lubimy, gdy ktoś umiera, cierpimy, gdy jest to ktoś nam bliski. Jaki jednak odczuwa ból matka? Ta, która nosiła pod sercem przez dziewięć miesięcy swoje dziecko? Nie potrafię dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Cierpimy jednak, gdy w naszej rodzinie umierają dziadkowie czy wujostwo, a kiedy umiera jakieś dziecko, cierpimy niemal podwójnie. Historii o zmarłych dzieciach jest wiele, często spowodowanych nagłą chorobą... Takie wydarzenia pokazują, że nie znamy miejsca ani godziny. Nie jest ważne czy mamy dwa, dwadzieścia czy osiemdziesiąt lat. Zauważamy wówczas jak kruche jest nasze życie. To tak jakby każdy z nas stąpał po cienkiej linie. Kiedy jednak stracimy równowagę i runiemy w przepaść? Tego nie wiemy i dlatego należy cieszyć się życiem takim, jakie jest.
Rodzice są osobami, które najbardziej kształtują nasze życie.
I tak też było i wciąż jest, w moim przypadku. Dzięki nim jestem tym, kim
jestem i choć czasami człowiek zastanawia się, co by było gdyby… to i tak warto
cieszyć się z tego, co mamy. Od dziecka miałam bardziej artystyczną duszą niż
inni wokół mnie – od mniej więcej dziesiątego roku życia po bodajże ostatnią
klasę gimnazjum szyłam wymyślne i szczegółowe ubranka swoim lalkom, którymi
zachwycały się moje koleżanki. Później przerzuciłam się na malowanie i nawet
chciałam skierować swoją dalszą edukację w tym kierunku, jednak nie miałam
nikogo, kto by mi pomógł rozwijać tę pasję, uczyć mnie, więc wybrałam inaczej.
Choć malowaniem nie zajmuję się zawodowo lubię to robić, gdy na przykład jestem
smutna lub wręcz przeciwnie, radosna. Ostatnio moim hobby jest także
prowadzenie bloga, dzięki któremu mogę dopisać do swojej historii kolejny
rozdział. Studia pedagogiczne, malowanie, prowadzenie bloga, rodzina -
kształtują moje życie. Jakie ono będzie za pięć, dziesięć czy więcej lat? Tego
nie wiem, ale postaram się je przeżyć najlepiej jak potrafię.
Czasami dopadają mnie takie myśli jak: „żałuję, że…”. Żałuję,
że nie poszłam w kierunku artystycznym, że nie skierowałam swoich
kiełkujących pasji na inne tory. Żałuję, że wybrałam studia pedagogiczne, a z
drugiej strony nie. Studia pedagogiczne dały mi określony zawód: przez jednych
lubiany, przez drugich znienawidzony. Jestem jeszcze młoda, więc zawsze mogę
coś jeszcze zmienić, jednak podstawy do budowania własnego życia już posiadam,
a to jest najważniejsze. Czasami żałuję, że nie jestem bardziej otwarta na
ludzi, że nie potrafię tak swobodnie jak inni poznawać nowych osób, że nie z
każdym potrafię rozmawiać tak swobodnie jak ze znanymi już mi osobami.
Co takiego mogłam w życiu osiągnąć? Wszystko i nic. Osiągnięcia, które dla mnie wydają się wielkie, dla innych będą nic nieznaczące. Przecież wciąż mieszkam z rodzicami. Nie pracuję. W moim życiu nie pojawił się Ten Jedyny. Ale czyż za sukces nie można uznać zdania matury? Czyż sukcesem nie jest obronienie pracy licencjackiej czy magisterskiej? Za sukces można uznać również zdanie kursu prawa jazdy. Moim małym osiągnięciem było również założenie strony z moimi pracami – zarówno tymi wykonanymi ołówkiem jak i tymi wykonanymi techniką cyfrową – i docenienie moich prac przez innych początkujących twórców. I choć od pewnego czasu tam nie zaglądam, może kiedyś tam wrócę.
Zastanawiam się czy posiadałam pragnienia, które się nie
spełniły. Zapewne znalazłoby się kilka a może i nawet kilkadziesiąt. W tym
momencie przychodzi mi tylko do głowy pragnienie, a właściwie marzenie: wyjazd
do Japonii. Jako nastolatka byłam bardzo zafascynowana tym krajem i nadal
jestem. Być może, kiedyś w przyszłości uda mi się to marzenie zrealizować, więc
nie jest ono do końca stracone. Mogłabym zaliczyć, do niespełnionych pragnień
również szkołę artystyczną. Jednak, kiedy miałam te piętnaście czy szesnaście
lat nie do końca w siebie wierzyłam, a swoje rysunki uważałam, co najmniej za
przeciętne.
Wciąż jestem młodą dziewczyną, mieszkającą z rodzicami, bez partnera i ściśle określonych planów na przyszłość. Nauczyłam się, że niektórych spraw nie należy planować. Doświadczenia tak cenne, że warto jest żyć tylko dla bodaj jednego, uważam za niesamowite, jednak sama jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Mam jednak wielką nadzieję, iż kiedyś, w przyszłości, doświadczę takowego by móc je wspominać później latami aż do późnej starości.
Jakie myśli nadają sens mojemu życiu? Odpowiedź wcale nie
jest prosta, jak zresztą na każde pytanie, nawet to najprostsze. Pierwsze, co
przychodzi mi do głowy to rodzina. Zostałam wychowana w kochającej się rodzinie
i serdecznej, ciepłej atmosferze. Rodzice nigdy do niczego nas nie zmuszali, to
znaczy mnie i moich braci. Uważam, że miłość jest w życiu najważniejsza. Dzięki
niej łatwiej pokonuje się przeszkody, które napotykamy na naszej drodze, jakim
jest życie.
To, co przynosi mi zadowolenie to malowanie, muzyka,
pogawędki i przekomarzanie się z najbliższymi. Wiem, że kiedy jestem smutna a
coś mi nie wyjdzie to mogę liczyć na wsparcie ze strony rodziców i braci. Moja
siła jest w mojej rodzinie, jest we mnie samej. To my sami jesteśmy siłą często
nie zdając sobie sprawy z tego jak wiele możemy osiągnąć, jeśli tylko tego
zapragniemy.
Na zakończenie chciałabym dodać kilka prostych, ale uważam,
że cennych słów. Nie zmieniajmy się dla innych – tacy się urodziliśmy i tacy
powinniśmy się sobie podobać. A jeśli komuś to sprawia problem to jego sprawa.
Jesteśmy niepowtarzalni. Jedyni w swoim rodzaju. Każdy z osobna i wszyscy
razem...
Bibliografia
1. Fromm E., Niech się stanie człowiek. Z psychologii etyki, R. Saciuk (tłum.),
Wyd. Naukowe PWN, Warszawa-Wrocław 1996, s. 66-69
2. Malicka M., Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd.
„Żak”, Warszawa 1996, s. 113, 145, 164-165
3. Riesman D., Glazur N., Denney R., Samotny tłum, Strzelecki J. (przeł.),
PWN, Warszawa 1971, s. 190-192
[1] J.
Glover, The Philosophy and Psychology of
Personal Identity, Allen Lane, The Penguin Press, London 1988 [w:] M.
Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o
osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996
[2] M.
Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o
osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 164-165
[3] M.
Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o
osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 165
[4] Tamże
[5] E.
Fromm, Ucieczka od wolności, O. i A.
Ziemilscy (tłum.), Czytelnik, Warszawa 1970, s. 235-240 [w:] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o
osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 113
[6] Tamże
[7] D.
Riesman, N. Glazer, R. Denney, samotny tłum, J. Strzelecki (przeł.), PWN,
Warszawa 1971
[8] Tamże, s. 190-192
[9] E. Fromm, Niech się stanie człowiek. Z psychologii
etyki, R. Saciuk (tłum.), Wyd. Naukowe PWN, Warszawa-Wrocław 1996, s. 66-69
[10] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej
tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 145
Szczęśliwego Nowego Roku!
Szczęśliwego Nowego Roku!
11 komentarze