List w butelce...

by - czwartek, grudnia 31, 2015

Zanim przejdziecie do postu muszę Was ostrzec, że nie jest to ani recenzja ani nic w tym stylu. Poniższy tekst pisałam dwa lata temu na zaliczenie na studiach. Jest dosyć...osobiste, choć kilka krótkich fragmentów musiałam wyciąć, bo po prostu nie chcę aby ktoś spoza mojej rodziny o tym wiedział. W końcu nie wszystko musi widzieć światło dzienne. Kilka poprawiłam, jak choćby obecny wiek. ;) Tekst podpierałam w kilku miejscach literaturą fachową, było to wymagane, choć pani profesor nie podała nam niczego konkretnego, sami mieliśmy coś wybrać. 
Tekst jest taką refleksja o życiu, o moim życiu, ale nie tylko. Jestem ciekawa Waszych komentarzy o ile jakieś się pojawią. ;)

Nasze życie często przypomina jazdę na rollercoasterze – wzloty i upadki towarzyszą nam przez całe życie. Czasami możemy jednak porównać je do pływania łódką po jeziorze – powolne i spokojne czeka na większe wydarzenie, dobre lub złe. Nic nigdy nie jest takie samo, jakie było wcześniej. Nawet, jeśli robimy coś, co wydaje nam się takie samo jak poprzednim razem, choćby pieczenie ciasta, to i tak zrobimy to trochę inaczej lub w innych warunkach, a przede wszystkim będziemy robić to już jako starsze osoby, choćby o jeden dzień, a nawet o godzinę. Czas upływa a my się zmieniamy – często na początku niedostrzegalnie by po dłuższym czasie zauważyć tę zmianę. Wielu psychologów czy filozofów próbuje wyjaśniać tajemnice naszych osobowości, naszych umysłów, ale wydaje mi się, że nigdy tak dokładnie nie uda im się tego wyjaśnić. A dlaczego? Bo każdy z nas jest inny. To prawda – jesteśmy do siebie podobni. Ale podobni nie oznacza: jednakowi.

Każdy z nas ma inną historię. Historia taka przybiera pewien kształt. Na początku naszego życia jest niczymtabula rasa, z łaciny czysta karta. Gdy dorastamy, powoli zapisuje się na niej nasza historia. Wpierw nasze wspomnienia są ulotne niczym dym lub bańki mydlane. Małe dzieci zapamiętują bardzo niewiele. Dopiero, gdy dorastają i zaczynają mówić formuje się ich tożsamość – pisana w ich pamięci historia. Jak zauważył Johnathan Glover[1] opowieść naszego życia którą opowiadamy innym gdy wspominamy lub prezentujemy nasze życie nowo poznanym osobom jest szczególną interpretacją naszej pamięci. Nasza historia, którą opowiadamy innym różni się nieco od tej, którą postrzegamy we własnym mniemaniu. Opisując taką opowieść często sięgamy daleko w przeszłość – tak daleko jak sięga nasza pamięć, ale warto zauważyć, że przecież pamięć często nas zawodzi.[2] Często to, co my zapamiętaliśmy może różnić się od tego jak zapamiętali to nasi bliscy, albo jak wyglądało to tak naprawdę w rzeczywistości. Nasza pamięć nie jest na ogół szczególnie obiektywna i my sami też wolimy widzieć siebie w lepszym świetle. W dodatku nasza pamięć jest „ciągle żywa i nieustannie towarzyszy świadomości bezpośredniej. Dzięki temu dostarcza nam wciąż, mimo woli, porównań z przeszłości”[3]. Takie wspomnienia mogą być dodatkowo nacechowane emocjami – tymi dobrymi i tymi złymi. Zauważył to m.in. Zygmunt Freud, który uważał, że „bolesne doświadczenia z dzieciństwa, zepchnięte – co prawda – do podświadomości, pozostają jednak ciągle obecne w motywacjach naszych działań, w postaci niemożliwego do realizacji pragnienia, aby zmienić przeszłość”[4]. Dorośli, których dzieciństwo nie było "kolorowe" postrzegają świat inaczej niż ci, którzy mieli, np. kochających rodziców i radosne dzieciństwo. Jako ludzie uważamy, że wiemy, dokąd zmierzamy, jakie są nasze cele. Ale czy na pewno? Czy to nie świat wokół, społeczeństwo, które nas otacza nie wymaga od nas czegoś, czego my wcale nie pragniemy? Jak pisał Erich Fromm człowiek żyje w złudzeniu, iż wie czego pragnie.[5] Według niego, wiedzieć, czego naprawdę chcemy, to jedno z „najtrudniejszych zadań stojących przed każdą istotą ludzką. Dlatego zniewalanie człowieka drogą narzucania myśli i uczuć stanowi dzisiaj jedną z najistotniejszych metod sprawowania władzy”[6]. W dodatku, jak zauważa David Riesman[7] jesteśmy „zewnątrzsterowni”, to znaczy, że łatwo zatracamy pewność tego, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, to inni sterują naszym życiem, a nie my sami. Człowiek zewnątrzsterowny żyje wśród innych, czyli w społeczeństwie, w którym się urodził i w którym się wychowuje. Stajemy się konsumentami – pozbawieni w pewien sposób indywidualności.[8] Sprawia to, iż nasza tożsamość rozmywa się, stajemy się bardziej podobni do innych niczym jedna wielka masa, a przecież nie powinno tak być.

Nasze życie przypomina mi książkę, która wciąż nie jest dokończona a my sami zapisujemy w niej kolejne rozdziały. Nasze przeżycia, smutki i radości – wszystko to, na co składa się nasze życie. Mam dopiero dwadzieścia pięć lat, ale mimo wszystko część mojego życia została już zapisana w mojej „książce”, a kolejne puste strony czekają by je zapisać. Jest wiele rzeczy, które lubię i które mi się podobają. Staram się patrzeć z optymizmem na świat i dlatego cieszy mnie choćby widok słońca za oknem czy barwny kwiat na łące. Lubię kolory, feerię barw niczym tęczę na niebie, na którą uwielbiam patrzeć, gdy tylko się takowa pojawia. Nie wyklucza to jednak tego, iż nie lubię również kolorów szachownicy – czerni i bieli. Kiedy byłam młodsza miałam dwa ulubione kolory – róż i błękit, ale z wiekiem zaczęłam lubić więcej barw aż polubiłam niemal wszystkie. Lubię wiosnę, kiedy rozkwitają kwiaty, a w płucach czujemy świeże powietrze. Lubię lato, nawet, kiedy jest tak upalnie, że nie mamy na nic ochoty. Lubię twórczość pod wszelaką postacią – czy to w muzyce, malarstwie, rękodziele czy makijażu. Uwielbiam malować i oglądać prace młodych artystów, którzy tworzą zwłaszcza prace niemal realistyczne.Lubię ludzi za ich różnorodność i barwność. Lubię patrzeć na zachody słońca, kiedy niebo przybiera tyle ciepłych barw by w niedługim czasie zamienić się w przeróżne odcienie niebieskości aż po granatową czerń. Lubię śmiech, dlatego staram się często śmiać i jeśli tylko potrafię – rozweselam innych. Ponury świat nie jest dla mnie. Staram się smakować życie, choć należę raczej do osób, które wolą oglądać wyczyny bardzo odważnych ludzi niż samej zasmakować adrenaliny. Ale czyż smakowanie życia to nie jest również poznawanie nowych ludzi, nie tylko vis-à-vis, ale również i w szeroko rozumianej sieci internetowej? Dzięki Internetowi możemy poznać naprawdę niesamowite osobowości, których zapewne bez tego środka komunikacji nie dane byłoby nam spotkać. Posiadam w świecie wirtualnym wielu znajomych, ale i w tym rzeczywistym nie jestem odludkiem. Może i nie przepadam za cotygodniowymi imprezami czy piciem na umór, ale nie oznacza to, iż nie jestem osobą towarzyską. Lubię czasami wyjść ze znajomymi na piwo by móc się odprężyć i pośmiać. Często zdarza mi się dostrzeganie tego, czego nie zauważają inni, choć to pewnie również zasługa mojej wyobraźni. Tam gdzie inni widzą zwykłą chmurę ja widzę np. psa czy smoka niczym z chińskich opowieści. Jestem również typem marzyciela, dlatego często w mojej głowie pojawiają się różne niemalże bajeczne opowieści i fantazje. Staram się jednak nie za bardzo odrywać od rzeczywistości.Życie obfituje w wiele wydarzeń i doświadczeń – dobrych i złych. Również w moim życiu były takie sytuacje, jednakże starając się sobie przypomnieć dokładnie takie, które cenię, nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Zdanie za drugim razem egzaminu na prawo jazdy? Być może. Zostanie chrzestną? Również mogłabym to do tego zaliczyć. W moim życiu na pewno pojawią się jeszcze wydarzenia, które szczególnie będę cenić. Zarówno te emocjonalne dotyczące tylko mnie samej jak i te, które będą dotyczyć innych ludzi wokół mnie. Za pięć, może dziesięć lub więcej lat.

Wybiegając w przyszłość, czego będzie mi najbardziej brakować? Pytanie jednak powinno być bardziej konkretne. Za ile lat? Za pięć, dziesięć, a może pięćdziesiąt? W tym momencie odpowiedziałabym, że najbliższej rodziny, mojego pokoju – mojego małego wszechświata. Będzie brakować mi rozmów z młodszym bratem – czasami filozoficznych, czasami przesadnie głupich. Będzie mi brakować mojego domu rodzinnego. Kiedyś założę własną rodzinę, założę swój własny dom, ale dom rodzinny gdzie się wychowałam zawsze będę darzyć sentymentem.

Moje prywatne skarby. Taki tytuł mógłby widnieć w tytule jednego z rozdziałów mojej osobistej książki. Wiele rzeczy i osób by się w nim znalazło. Mój srebrno-błękitny zegarek, który otrzymałam od starszego brata i jego żony, a, który darzę szczególnym sentymentem, mój pierścionek od babci otrzymany z okazji Pierwszej Komunii Św., moje rysunki, mój miś-niedźwiadek Artemis, dla którego wciąż mam słabość mimo wieku, mój pokój, moje malowanie. Moja tandetna pozytywka, która choć już częściowo zepsuta wciąż wygrywa melodię, przy której się odprężam i wpadam w melancholijny nastrój. Moimi skarbami są moi rodzice, nawet jeśli czasem mamy odmienne zdania. Moi bracia, bratowa i bratanek. W moim sercu i pamięci wciąż pozostanie mój dziadek, który piekł najlepsze tory na świecie. Moja babcia, która zmarła, gdy byłam małym dzieckiem. Mój blog kosmetyczno-urodowy i moi czytelnicy. Moimi skarbami pozostaną także takie marzenia jak: zostanie sławną pisarką i malarką czy wyjazd do Japonii.

Uważam, że życie należy budować na miłości. Pieniądze, wykształcenie, kariera są ważne, ale nie najważniejsze. Nic tak nie uskrzydla ludzi jak miłość. I choć nie potrafimy jej tak naprawdę opisać, nadać jej kształtu, ponieważ jest według mnie ulotna niczym wiatr i niewidoczna niczym powietrze, jest naprawdę ważna abyśmy mogli być naprawdę szczęśliwi. Może to być miłość do dziecka, do rodziców, rodzeństwa, partnera. Miłość nas nie ogranicza a wręcz otwiera przed nami nowe horyzonty. Ważna jest również uczciwość. W dzisiejszych czasach trudno być uczciwym, ale przecież nie warto narażać swojego sumienia na cierpienie. Oszukiwanie nie jest i nie będzie dobre, ponieważ może kiedyś obrócić się przeciwko nam samym.

Nie powinniśmy traktować siebie samych jako „towaru na sprzedaż”, co niestety w obecnych czasach jest coraz szerszym zjawiskiem. Prestiż, status społeczny, sukcesy nie powinny zajmować miejsca rzeczywistego poczucia naszej tożsamości, jak pisał Erich Fromm. Nasza indywidualność nie powinna tracić na wartości, ponieważ jest to coś szczególnego i wyjątkowego.[9] Powinniśmy zwrócić się ku sobie, realizować nasze pragnienia, być po prostu człowiekiem a nie "robotem".

Żyję dla siebie samej - nie dla innych. W końcu nie po to otrzymałam dar życia, aby stać się od kogoś całkowicie zależną. To my sami jesteśmy tymi, którzy ustalają jak ma potoczyć się nasze życie. Oczywiście niektórzy nam w tym pomagają, np. rodzice, ale ostatecznie i tak my sami powinniśmy dokonywać wyborów, nawet, jeśli nie zawsze właściwych. Poczucie przynależności czy nasze uczucia do innych ludzi są ważne i warto dla nich żyć, ale jeśli będziemy działać wbrew sobie wyrządzimy sobie wyłącznie wielką krzywdę. Czy wierzę w przeznaczenie? Wciąż zastanawiam się nad odpowiedzią na to pytanie i wciąż nie jest ona jednoznaczna. Żyję dla samego życia i choć nie zawsze biorę życie pełnymi garściami staram się, aby być szczęśliwą na swój sposób.
Cierpienie jest nieodłącznym elementem naszego ludzkiego życia. Już Adam i Ewa, biblijni pierwsi ludzie, protoplaści ludzkości, cierpieli za to, iż zjedli zakazany owoc i zostali za to wygnani z Raju. Umierają nasi bliscy, pojawiają się trudne sytuacje, ktoś „złamie” nasze serce. Nasze cierpienia zależą „nie tylko od warunków, w jakich człowiek żyje, ale także od jego usposobienia. I przez to nie są proporcjonalne od wywołujących je powodów”[10]. Osoby wrażliwe i marzycielskie będą odczuwać ból bardziej od osób z goła raczej racjonalnie myślących i trzeźwo patrzących na świat. Nikt z nas nie wybiera cierpienia – ono samo przychodzi, spada na nas niczym grom z jasnego nieba. Tak też i było w moim przypadku, bo choć nie dotyczy mnie samej to bardzo bliskiej mi osoby. Z powodów osobistych jednak nie napiszę o kogo chodzi, powiem tylko, że odczuwałam wtedy wewnętrzny ból i wielki niepokój o przyszłość. I choć wszystko dobrze się skończyło lęk pozostanie. Nie lubimy, gdy ktoś umiera, cierpimy, gdy jest to ktoś nam bliski. Jaki jednak odczuwa ból matka? Ta, która nosiła pod sercem przez dziewięć miesięcy swoje dziecko? Nie potrafię dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Cierpimy jednak, gdy w naszej rodzinie umierają dziadkowie czy wujostwo, a kiedy umiera jakieś dziecko, cierpimy niemal podwójnie. Historii o zmarłych dzieciach jest wiele, często spowodowanych nagłą chorobą... Takie wydarzenia pokazują, że nie znamy miejsca ani godziny. Nie jest ważne czy mamy dwa, dwadzieścia czy osiemdziesiąt lat. Zauważamy wówczas jak kruche jest nasze życie. To tak jakby każdy z nas stąpał po cienkiej linie. Kiedy jednak stracimy równowagę i runiemy w przepaść? Tego nie wiemy i dlatego należy cieszyć się życiem takim, jakie jest.

Rodzice są osobami, które najbardziej kształtują nasze życie. I tak też było i wciąż jest, w moim przypadku. Dzięki nim jestem tym, kim jestem i choć czasami człowiek zastanawia się, co by było gdyby… to i tak warto cieszyć się z tego, co mamy. Od dziecka miałam bardziej artystyczną duszą niż inni wokół mnie – od mniej więcej dziesiątego roku życia po bodajże ostatnią klasę gimnazjum szyłam wymyślne i szczegółowe ubranka swoim lalkom, którymi zachwycały się moje koleżanki. Później przerzuciłam się na malowanie i nawet chciałam skierować swoją dalszą edukację w tym kierunku, jednak nie miałam nikogo, kto by mi pomógł rozwijać tę pasję, uczyć mnie, więc wybrałam inaczej. Choć malowaniem nie zajmuję się zawodowo lubię to robić, gdy na przykład jestem smutna lub wręcz przeciwnie, radosna. Ostatnio moim hobby jest także prowadzenie bloga, dzięki któremu mogę dopisać do swojej historii kolejny rozdział. Studia pedagogiczne, malowanie, prowadzenie bloga, rodzina - kształtują moje życie. Jakie ono będzie za pięć, dziesięć czy więcej lat? Tego nie wiem, ale postaram się je przeżyć najlepiej jak potrafię.

Czasami dopadają mnie takie myśli jak: „żałuję, że…”. Żałuję, że nie poszłam w kierunku artystycznym, że nie skierowałam swoich kiełkujących pasji na inne tory. Żałuję, że wybrałam studia pedagogiczne, a z drugiej strony nie. Studia pedagogiczne dały mi określony zawód: przez jednych lubiany, przez drugich znienawidzony. Jestem jeszcze młoda, więc zawsze mogę coś jeszcze zmienić, jednak podstawy do budowania własnego życia już posiadam, a to jest najważniejsze. Czasami żałuję, że nie jestem bardziej otwarta na ludzi, że nie potrafię tak swobodnie jak inni poznawać nowych osób, że nie z każdym potrafię rozmawiać tak swobodnie jak ze znanymi już mi osobami.

Co takiego mogłam w życiu osiągnąć? Wszystko i nic. Osiągnięcia, które dla mnie wydają się wielkie, dla innych będą nic nieznaczące. Przecież wciąż mieszkam z rodzicami. Nie pracuję. W moim życiu nie pojawił się Ten Jedyny. Ale czyż za sukces nie można uznać zdania matury? Czyż sukcesem nie jest obronienie pracy licencjackiej czy magisterskiej? Za sukces można uznać również zdanie kursu prawa jazdy. Moim małym osiągnięciem było również założenie strony z moimi pracami – zarówno tymi wykonanymi ołówkiem jak i tymi wykonanymi techniką cyfrową – i docenienie moich prac przez innych początkujących twórców. I choć od pewnego czasu tam nie zaglądam, może kiedyś tam wrócę.

Zastanawiam się czy posiadałam pragnienia, które się nie spełniły. Zapewne znalazłoby się kilka a może i nawet kilkadziesiąt. W tym momencie przychodzi mi tylko do głowy pragnienie, a właściwie marzenie: wyjazd do Japonii. Jako nastolatka byłam bardzo zafascynowana tym krajem i nadal jestem. Być może, kiedyś w przyszłości uda mi się to marzenie zrealizować, więc nie jest ono do końca stracone. Mogłabym zaliczyć, do niespełnionych pragnień również szkołę artystyczną. Jednak, kiedy miałam te piętnaście czy szesnaście lat nie do końca w siebie wierzyłam, a swoje rysunki uważałam, co najmniej za przeciętne.

Wciąż jestem młodą dziewczyną, mieszkającą z rodzicami, bez partnera i ściśle określonych planów na przyszłość. Nauczyłam się, że niektórych spraw nie należy planować. Doświadczenia tak cenne, że warto jest żyć tylko dla bodaj jednego, uważam za niesamowite, jednak sama jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Mam jednak wielką nadzieję, iż kiedyś, w przyszłości, doświadczę takowego by móc je wspominać później latami aż do późnej starości.

Jakie myśli nadają sens mojemu życiu? Odpowiedź wcale nie jest prosta, jak zresztą na każde pytanie, nawet to najprostsze. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to rodzina. Zostałam wychowana w kochającej się rodzinie i serdecznej, ciepłej atmosferze. Rodzice nigdy do niczego nas nie zmuszali, to znaczy mnie i moich braci. Uważam, że miłość jest w życiu najważniejsza. Dzięki niej łatwiej pokonuje się przeszkody, które napotykamy na naszej drodze, jakim jest życie.

To, co przynosi mi zadowolenie to malowanie, muzyka, pogawędki i przekomarzanie się z najbliższymi. Wiem, że kiedy jestem smutna a coś mi nie wyjdzie to mogę liczyć na wsparcie ze strony rodziców i braci. Moja siła jest w mojej rodzinie, jest we mnie samej. To my sami jesteśmy siłą często nie zdając sobie sprawy z tego jak wiele możemy osiągnąć, jeśli tylko tego zapragniemy.


Na zakończenie chciałabym dodać kilka prostych, ale uważam, że cennych słów. Nie zmieniajmy się dla innych – tacy się urodziliśmy i tacy powinniśmy się sobie podobać. A jeśli komuś to sprawia problem to jego sprawa. Jesteśmy niepowtarzalni. Jedyni w swoim rodzaju. Każdy z osobna i wszyscy razem...


Bibliografia

1.      Fromm E., Niech się stanie człowiek. Z psychologii etyki, R. Saciuk (tłum.), Wyd. Naukowe PWN, Warszawa-Wrocław 1996, s. 66-69
2.      Malicka M., Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 113, 145, 164-165
3.      Riesman D., Glazur N., Denney R., Samotny tłum, Strzelecki J. (przeł.), PWN, Warszawa 1971, s. 190-192




[1] J. Glover, The Philosophy and Psychology of Personal Identity, Allen Lane, The Penguin Press, London 1988 [w:] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996
[2] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 164-165
[3] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 165
[4] Tamże
[5] E. Fromm, Ucieczka od wolności, O. i A. Ziemilscy (tłum.), Czytelnik, Warszawa 1970, s. 235-240 [w:] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 113
[6] Tamże
[7] D. Riesman, N. Glazer, R. Denney, samotny tłum, J. Strzelecki (przeł.), PWN, Warszawa 1971
[8] Tamże, s. 190-192
[9] E. Fromm, Niech się stanie człowiek. Z psychologii etyki, R. Saciuk (tłum.), Wyd. Naukowe PWN, Warszawa-Wrocław 1996, s. 66-69
[10] M. Malicka, Ja – to znaczy kto? Rzecz o osobowej tożsamości i wychowaniu, Wyd. „Żak”, Warszawa 1996, s. 145


Szczęśliwego Nowego Roku!

You May Also Like

11 komentarze